- Kategorie
-
Immanuel Kant. Dzieła zebrane, t. II Krytyka czystego rozumu
Wpisz swój e-mail |
Wysyłka w ciągu | 24 godziny |
Cena przesyłki | 11 |
Dostępność | Brak towaru 0 szt. |
Kod kreskowy | |
ISBN | 9788323131779 |
EAN | 9788323131779 |
Zostaw telefon |
Autor: Emmanuel Kant
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 770
Okładka: twarda z obwolutą
Format: 16,5 cm x 23,00 cm
Seria: Dzieła zabrane, Immanuel Kant
Uwagi - obwoluta z lekkimi zatarciami
Ktoś mógłby zapytać: jaki cel ma wydawanie nowego przekładu Krytykiczystego rozumu na język polski, skoro istnieją już dwa, z których ten dokonany przez Romana Ingardena uchodzi w powszechnej opinii za bardzo dobry? Odpowiadając, odwołam się do alegorii. O obrazach mówi się, że zostały namalowane, przez malowanie zaś rozumiemy w sensie dosłownym pokrywanie czegoś farbą, a przecież nie zawsze w przypadku pracy malarza ta czynność jest najważniejsza. Na obraz oprócz malowania składa się też rysunek, który w odniesieniu do niektórych dzieł jest nieistotny, gdy jednak chodzi o inne, staje się najważniejszy. Ten ostatni przypadek dotyczy z całą pewnością fresków. Oglądając Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej „przeciętny zjadacz chleba” na ogół zachwyca się pięknem kolorów. Tymczasem sam Michał Anioł podkreślał, że w procesie tworzenia tego akurat dzieła sztuki nałożenie kolorów nie było żadnym osiągnięciem, najtrudniejsze zadanie stanowiło tu bowiem wykonanie rysunku. Artysta nie mógł go dokonać, oglądając całość powierzchni przyszłego fresku, dlatego związek pomiędzy poszczególnymi rysowanymi fragmentami musiał on ustalać metodą pomiaru matematycznego. Gdyby dzieło swe tworzył dziś, technika uwolniłaby go od tego wysiłku, bo wykonany na papierze rysunek bez problemu można byłoby wyświetlić na obszernym sklepieniu kaplicy. Gdy idzie o przekład Krytyki czystego rozumu sytuacja wygląda podobnie. Jeśli chcemy dzieło to udostępnić czytelnikowi w języku polskim, najważniejszym problemem nie jest samo tłumaczenie. W sensie czysto filologicznym, gdyby przeglądać zdanie po zdaniu, istniejące już przekłady nie zostały wykonane niepoprawnie. W edycji Adama Chmielowskiego napotykamy bardzo niewiele miejsc, które można byłoby uznać za źle przetłumaczone w sensie literalnym, natomiast w przekładzie Romana Ingardena trafiają się one w ilości zupełnie śladowej (częściej mamy tu natomiast do czynienia z opuszczeniami małych fragmentów tekstu, co oczywiście mogło być winą zecerów).
(fragment: Mirosław Żelazny)